Francja z Pasją Porsche

Relacja z letniej wyprawy 2025

📍 Trasa: Polska – Austria – Liechtenstein – Szwajcaria – Włochy – Francja – Niemcy

Sobota, 28 czerwca 2025

Pierwszy dzień wakacji to od kilku lat znak, że czas ruszać w trasę z Pasją Porsche. Zbiórka tradycyjnie pod Ostrawą, a potem wspólny obiad i zwiedzanie piwnic producenta Sekta – czyli austriackiego odpowiednika prawdziwego szampana – w Poysdorf. Wieczorem załadowaliśmy auta na pociąg Nightjet z kuszetkami i autolawetą, który zabrał nas z Wiednia w kierunku Feldkirch, tuż przy granicy Szwajcarii i Liechtensteinu.

Niedziela

Z samego rana zjazd z pociągu w Feldkirch. Drobne przygody z samochodem i lodówką na insulinę, która odmówiła współpracy. Śniadanie w Vaduz, stolicy Liechtensteinu. Potem ruszamy słynną „drogą Jamesa Bonda” przez przełęcz Furka – obowiązkowe zdjęcia pod kultowym hotelem Belvedere. Wcześniej zaliczyliśmy Oberalppass, skąd bierze początek Ren. Rodzinny grill w plenerze, a następnie wspinaczka na Wielką Przełęcz Świętego Bernarda. Zjazd na nocleg do doliny Aosty.

Poniedziałek

Wyruszamy w kierunku Francji przez Małą Przełęcz Św. Bernarda – po drodze sesja zdjęciowa w rejonie La Thuile. Na Col de l’Iseran (2770 m n.p.m.) chłodno i pochmurno, ale widoki wynagradzają wszystko. Po lunchu w kamiennym miasteczku Bonneval-sur-Arc ruszamy dalej – na Col du Mont Cenis (2081 m n.p.m.), gdzie spotykamy ekipę Peugeot 205. Wieczorem meldujemy się w Sauze d’Oulx – świetny hotel, doskonała kolacja i włoska gościnność. Jedynie Ferrari California T kaprysi – odmówiło posłuszeństwa pod hotelem, ale po kilku dniach znów będzie w trasie.

Wtorek

Wczesne śniadanie i dalej w drogę. Col Agnel (2744 m n.p.m.) wita nas fantastycznym widokiem. Do bazy w Pra Loup docieramy po południu. Wieczorem spotkanie z ekipą niemieckiego Porsche Club Spyder, wspólna kolacja i długie rozmowy przy lokalnym winie.

Środa

Docieramy do Prowansji! Pierwszy przystanek – widoki w Parku Narodowym Mercantour. Pogoda dopisuje, więc zdobywamy najwyższy dostępny dla samochodów punkt w Alpach – Cime de la Bonette (2802 m n.p.m.). Zjeżdżamy na południe Francji, zahaczając o Clans i legendarną trasę Rajdu Monte Carlo (droga D10). Po panoramicznym punkcie w Saint-Auban – emocjonujący zjazd serpentynami. Wieczorem Monaco, przejazd trasą F1, zwiedzanie Èze i finał dnia w Menton.

Czwartek

Dzień plażingu i różowego prowansalskiego wina. Lunch na plaży i błogie lenistwo. Wieczorem wypad do kasyna w Monaco. Kolacja w cudownej włoskiej restauracji odkrytej przez Zuzię – obowiązkowy punkt programu.

Piątek

Zamiast plaży – kultowa Col de Turini! Lunch w legendarnym Hotelu des Trois Vallées, a potem kierunek Antibes. Wieczór przy basenie, Małże Św. Jakuba i różowe wino – idealne zakończenie dnia.

Sobota

Zwiedzanie perfumerii Fragonard – długo, ale warto. Potem decyzja: kierunek San Remo! Espresso w teatrze Ariston, szybki lunch i powrót do Mentony. Wieczorem tradycyjna kolacja podsumowująca wspólną część wyprawy z Pasją Porsche.

Niedziela

Wyruszamy w trzy załogi – Cayenne, Macan i Boxster 718 – na drugą, prywatną część wyprawy. Zwiedzanie Pałacu Papieży w Avignon. Na osłodę – świetne zdjęcia na słynnym moście Pont Saint-Bénézet i lody z gwiazdką Michelin.

Poniedziałek

Châteauneuf-du-Pape – winnica Brotte i degustacja z polską sommelierką. Potem Orange i imponujący rzymski amfiteatr. Na koniec dnia – Muzeum Lawendy w Saint-Remèze i wieczór w Dijon.

Wtorek

Zwiedzanie Dijon i winnic. Moillard w Nuits-Saint-Georges, a potem perełka – Château de Savigny-Lès-Beaune z muzeum Abartha i kolekcją samolotów. Wieczorem kolacja w chińskim wine barze – połączenie zaskakująco udane.

Środa

Pałac książąt Burgundzkich, a potem Muzeum Motoryzacji w Miluzie – największa na świecie kolekcja Bugatti! Ekspozycja Tintina, dachowanie symulacyjne i odpalanie auta korbą – super zabawa. Wieczorem Colmar – bajkowa stolica Alzacji, apartament w zabytkowej kamienicy i biodynamiczna historia wina.

Czwartek

Winnica Eugene Meyer, potem góry Wogezy, Lac Blanc i bajkowe Riquewihr. Lunch z lokalnymi specjałami, wizyta w winnicy Hugel (od 1639 r.) i powrót do Colmar. Wieczorem spacer po miasteczku – i odkrycie małej Statuły Wolności!

Piątek

Dzień bez pośpiechu – muzeum wina, lunch na targu, rozmowy z lokalesami i anyżówka w tabac. Alzacja ma w sobie coś magicznego – tu na pewno wrócę.

Sobota

Powrót do domu, ale po drodze obowiązkowy przystanek w Muzeum Techniki Sinsheim. Concorde, TU-144, U-boot i dziesiątki legend motoryzacji. Wieczorem Lipsk i zasłużony odpoczynek.

Niedziela

Rano krótki postój pod fabryką Porsche w Lipsku – niestety w niedzielę nie można jej zwiedzać. Potem już tylko kilkaset kilometrów do Polski. O 20:00 – meta. 4000 km moim Cayenne. Bezawaryjnie!

Podróż z Pasją Porsche – edycja 2025 zakończona sukcesem!
Poniżej kilka zdjęć z wyprawy.

993 Cabrio i 944 „Dakarista” – dwa światy, jedno Air|Water

Tegoroczna edycja Air|Water Poland w Warszawie była pierwszym europejskim wydarzeniem pod tym szyldem – świętem dla wszystkich fanów Porsche, niezależnie od tego, czy ich silnik chłodzony jest powietrzem, czy cieczą.

Dla mnie wszystko zaczęło się już wcześniej – w drodze z Krakowa do Warszawy. Wracałem po spotkaniu biznesowym i przypadkiem dołączyłem na trasie do niezwykłej ekipy: 944 „Dakarista” z N2Studio Natalii Bożek. Przez pewien odcinek jechaliśmy razem – dwa zupełnie różne Porsche, ale idealnie oddające ducha Air|Water: klasyczna elegancja mojej 993 Cabrio i terenowa, rajdowa dusza ich 944. Po kilku wspólnych kilometrach nasze drogi się rozeszły – ja kierowałem się prosto do stolicy.

W Warszawie punktem obowiązkowym był piątkowy „before party” na myjni WashPoint Blizne. Właściciel tego miejsca miał genialny pomysł, by zorganizować luźne spotkanie dla uczestników przed główną imprezą. Był grill, bezalkoholowe piwo, DJ serwujący świetne sety i mnóstwo rozmów przy autach – idealne połączenie przygotowań i integracji. Klimat bardziej przypominał kalifornijskie spotkania Porsche niż typowe eventy – pełen luz, dobra muzyka i dźwięk boxerów w tle.

Kiedy kilkadziesiąt Porsche ruszyło wspólnie spod myjni w stronę centrum Warszawy, w asyście fotografów i kamer, to był prawdziwy moment magii. Kolumna aut wjeżdżających pod bramy Air|Water wyglądała jak scena z filmu – różne generacje, różne światy, ale jedna marka i ta sama pasja.

Sam teren imprezy, położony na obszarze Stacji Muzeum i Nocnego Marketu, był absolutnie wyjątkowy. Połączenie motoryzacji Porsche z historią kolei stworzyło niesamowity klimat – nasze samochody parkowały wprost na starych peronach, między lokomotywami i wagonami. Industrialna sceneria, zapach smaru, dźwięk silników i światła zachodzącego słońca – tego nie da się podrobić.

Wśród ponad 250 samochodów znalazły się prawdziwe perełki: 908 Bergspyder, legendarne 917, a także ultranowoczesne (choć już mające swoje lata) 918 RSR. Zestawienie klasyków i współczesnych konstrukcji sprawiało, że można było dosłownie przejść przez historię Porsche w jednym miejscu.

Dla mnie równie inspirujące było stoisko „Safari”, prezentujące bardziej przygodowe oblicze marki. Obok wspomnianej wcześniej 944 „Dakarista” można było zobaczyć także 928 w terenowej konfiguracji oraz Cayenne w wydaniu off-road – z kultową wersją Transsyberia na czele. Ten fragment wystawy idealnie pokazywał, że Porsche to nie tylko tor i asfalt, ale też kurz, piach i wolność podróży.

Air|Water Warsaw 2025 pokazało, że magia tej marki tkwi w różnorodności. Nieważne, czy to 356, 993, 944 Dakarista, czy Cayenne Transsyberia – najważniejsze, że łączy nas to samo uczucie, kiedy odpalamy silnik i czujemy ten specyficzny zapach benzyny, metalu i przygody.

Industrialne śniadanie PCP – Rudy Raciborskie


Śniadanie u cystersów i parowozowa przygoda – nasz dzień w Rudach

To był dzień, który pachniał świeżymi bułkami, smarem z lokomotywowni i… kiełbaskami z ogniska. Start o 10:00 – spotykamy się na dziedzińcu Opactwa Cysterskiego w Rudach. Tam czeka na nas ks. Piotr ze śniadaniem, które smakuje tak, jakby ktoś właśnie włączył tryb „najlepszy początek dnia ever”. Kawa, jajecznica, croissanty, a hitem okazał się tradycyjny śląski kołoc na maśle – taki, że palce lizać!

Chwilę po 11:00 nasze auta zostają na parkingu, a my przenosimy się w kolejarski świat. Stacja wąskotorowa w Rudach wygląda jakby zatrzymała się w czasie, a impreza „Kolejarski fach” jest zrobiona tylko dla nas. Serio, kto z nas wiedział wcześniej, jak działa zwrotnica albo jakie sygnały daje maszynista w trakcie manewrów?

A największy hit? Najstarszy elektrowóz Siemensa z 1896 roku! Tak, ten dziadek kolejnictwa wciąż robi wrażenie, a historia, którą opowiada przewodnik, sprawia, że zaczynasz patrzeć na pociągi trochę inaczej.

I wtedy przyszła pora na zawody na drezynach. Świetnie bawiliśmy się podczas sprawnościowych rywalizacji – zarówno dorośli, jak i dzieci dali z siebie wszystko. Okazało się, że pompowanie drezyny to prawdziwy sport i chyba nikt nie przypuszczał, że tak można się zmęczyć… i ubawić jednocześnie. Tytuł „Najlepszej Drużyny Parowozowej” był do wzięcia, więc emocje były jak na torze wyścigowym (tyle że w tempie „slow ride”). Nagrody dla najlepszych 3 drużyn zostały ufundowane tradycyjnie przez Porsche Club Poland.

A jako dodatkowa niespodzianka – mogliśmy zajrzeć do świata kowala! Dzieciaki z zachwytem oglądały, jak powstają metalowe ozdoby, a kilkoro z nich nawet miało okazję sprawdzić, jak ciężkie są prawdziwe młotki kowala.

Na koniec – klasyka: ognisko, kiełbaski, ciepła herbatka i rozmowy, które mogłyby trwać do wieczora. Dzieci wyszły z gwizdkami – obowiązkowy gadżet każdego małego kolejarza. (Rodzice już wiedzą, że to będzie hit w aucie przez całą drogę powrotną… i może jeszcze tydzień w domu 😉).

Po 16:30 kończymy dzień, ale w głowie zostaje to uczucie, że cofnęliśmy się o sto lat, a przy okazji spędziliśmy czas tak, jak trzeba – na luzie, z dobrą ekipą i dużą porcją śmiechu.

Industrialne śniadanie w… kopalni?

Wracam do organizacji sobotnich spotkań entuzjastów Porsche w ramach „industrialnych śniadań” w sprawdzonej formule: przez żołądek do serca 🙂

15 marca o 10.00 kilkadziesiąt osób spotkało się wspólnie w restauracji hotelu Shuma nad jeziorem Pogoria w Dąbrowie Górniczej by wspólnie zasiąść do wspólnego śniadania. Na parkingu ustawiło się kilkanaście modeli Porsche reprezentujących praktycznie wszystkie linie modelowe i rodzaje zasilania. Były transaxle (928, 944, 944S2), wiatraki (obchodząca w tym roku pięćdziesięciolecie 912 i zjawiskowa 965 Turbo), „kanalizy”: 996, 997 i 991, liczna grupa Boxsterów 718, a nawet Porsche diesel (Cayenne) i ultranowoczesny Taycan (EV).

Po smacznym śniadaniu udaliśmy się do Muzeum „Sztygarka”. Tam podzieleni na dwie grupy (białą i czerwoną) rozpoczęliśmy zwiedzanie. I grupa – jedyną czynna w Polsce „kopalnię ćwiczebną, a II grupa – muzeum miejskie. Panowie przewodnicy przybliżyli na bardzo interesująca historię Zagłębia na przestrzeni ponad tysiąca lat, a także realia pracy w kopalni węgla kamiennego. Biorąc pod uwagę, iż gościliśmy osoby nie tylko ze Śląska, ale również z Mazowsza, Małopolski, Opolszczyzny i Podbeskidzia – dla wielu z nich był to pierwszy kontakt w życiu z taką atrakcją.

Impreza zakończył się planowo około godziny 14.00, chociaż kilka załóg dotarło do domu grubo po 18:30 odwiedzając pod drodze jeszcze „garaż pełen perełek” naszego klubowego kolegi 🙂

Każda załoga otrzymała zestaw powitalny: pamiątkową naklejkę i gadżety od Porsche Club Poland.

Kolejna impreza planowana jest na ostatnią sobotę kwietnia br w Rudach.

Klasyczne mazury

Wolfsschanze (Wilczy Szaniec) i wydarzenia które rozegrały się tam 20 lipca 1944r mogły raz na zawsze odmienić losy nie tylko II wojny światowej, ale również powojennego układu sił w Europie i na świecie. Jednym z moich marzeń od lat było zwiedzenie tego miejsca. Dzięki Porsche Club Poland udało się to zrealizować w rześki weekend majowy, ale po kolei.

Poranna kawa na stacji benzynowej gdzieś na S16 w okolicach Olsztyna z miłośnikami Porsche – tak rozpoczęła się nieoficjalna cześć Zlotu PCP Classics. Stąd wyruszyliśmy w kilkanaście jakże różnych przedstawicieli marki z Zuffenhausen w kierunku krainy Wielkich Jezior Mazurskim. Tak jak wspomniałem na wstępnie – nasz pierwszy przystanek to kompleks „Wilczy Szaniec” który stanowił w latach 1941 – 1944 Główną Kwaterę Adolfa Hitlera. Liczący blisko 200 schronów, budynków i baraków obiekt stanowił dla przywódcy III Rzeszy dom przez ponad 800 dni. Co ciekawe, obiekt nigdy nie dostał się w ręce nieprzyjaciela i został błyskawicznie zniszczony przez Nazistów krótko po ostatniej wizycie Fuhrera w listopadzie 1944r. Zwiedzanie zajęło nam dobre kilka godzin, a punktem kulminacyjnym była wystawa pokazująca działania Niemców na okupowanych terenach, a przede wszystkim informacji i inscenizacja związana z najsłynniejszym, nieudanym zamachem na Adolfa Hitlera (historycy twierdzą, że wyszedł on obronną ręką sponad 40 prób jego neutralizacji!).

Po „żołnierskim” lunchu udaliśmy się malowniczymi drogami w kierunku bazy zlotu – Portu Nowy Sztynort. Zanim tam jednak dotarliśmy mieliśmy okazję zwiedzić kilka budowli hydrologicznych z niedokończonego niestety nigdy Kanału Mazurskiego. Byliśmy m.in. na śluzie Leśniewo Górne, która to cechowała się największym spadem w całym systemie. 

Po dotarciu do naszej bazy mieliśmy jeszcze spotkanie z przewodnikiem, który opowiedział nam historię miejscowego pałacu rodu von Lehndorff. Losy rodziny bardzo się skomplikowały (delikatnie to ujmując) po nieudanym zamachu na Hitlera, gdyż hrabia Heinrich Ahasverus von Lehndorff-Steinort był w niego zaangażowany. Jego córka – Veruschka von Lehndorff – została pierwszą niemiecką supermodelką w latach 60-tych ubiegłego stulecie. Kilka dni wcześniej zostało również otwarte multimedialne muzeum żeglarstwa w pięknie odrestaurowanym memuaku, co stanowiło dopełnienie wizyty.

Załogi miały czas na zakwaterowanie się i krótką regenerację sił przed tradycyjną już kolacją grillową pod namiotami. Do wyboru były pokoje w wygodnym pensjonacie, w domkach na wodzie, czy wesołych łódkach zacumowanych w przystani. My wybraliśmy domki.

Mazurskie powietrze zbudziło mnie w sobotę dosyć wcześnie i miałem czas na poranną lekturę i delektowanie się kawą na tarasie domku. Po smacznym śniadaniu, nasza kawalkada 50 klasycznych Porsche ruszyła w kierunku Giżycka, gdzie mieliśmy zwiedzać Fort Boyen – jedną z największych w ówczesnej Europie twierdz. Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Ja akurat miałem przyjemność zwiedzać fort w towarzystwie bardzo dobrego pana przewodnika, który wykazał się nie tylko ogromną wiedzą, ale również dużym poczuciem humoru. Po zwiedzaniu czekała na nas niespodzianka. Uczestnicy zlotu organizowanego przez forum 924.pl postanowili się z nami spotkać na dziedzińcu twierdzy. 

Ponieważ pora obiadowa zbliżała się wielkimi krokami w mniejszych grupkach udaliśmy się w kierunku rybaczówki w Bogaczewie nad jeziorem Bocznym. Przygotowany dla nas posiłek to była czysta poezja! Świeże ryby z grilla to jest to co lubię najbardziej. Po odpoczynku udaliśmy się lokalnymi drogami (były oczywiście tradycyjnie szutrowe odcinki) do Mamerek, gdzie mieściła się Kwatera Główna Niemieckich Wojsk Lądowych (OKH), która to w popłochu została opuszczona przez wojska Wehrmachtu w styczniu 1945r. W skład obiektu prócz 30 bardzo dobrze zachowanych bunkrów wchodzą również: muzeum II wojny światowej, rekonstrukcja bursztynowej komnaty, u-boot i wunderwafe oraz wieża widokowa. Zwiedzanie całości (w tym podziemnego tunelu) zajęło nam ponad dwie godziny. Po 18.00 wyruszyliśmy do naszej „kwatery” by przygotować się na wieczorne atrakcje. A te w tym roku były wyjątkowe za sprawą licytacji pięknego 924 w stylizacji „le Mans” należącego do naszego klubowego kolegi Adama Jerozolimskiego z Olsztyna. Adam kilka lat temu uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu z łosiem. Pomimo tego, że lekarze nie dawali mu wielkich szans na przeżycie, dzięki jego ogromnemu uporowi i zaangażowaniu wielu osób w zbiórkę pieniędzy na rehabilitację, stan zdrowia uległ znacznej poprawie. Niestety do końca życia będzie on wymagać specjalistycznej opieki i postanowił on wystawić swój ukochany samochód na licytację, by ktoś inny mógł się nim cieszyć. Niezmordowany „Mata” wiceprezes PCP prowadził przez ponad 2 godziny licytację różnych przedmiotów związanych z Porsche na rzecz zbiórki dla Adama. Co ciekawe, samochód wylicytowała para z … Olsztyna będąca przypadkowo w tym czasie w Sztynorcie!

Niedziela to czas powrotu, ale po śniadaniu czekała na nas ostatnia atrakcja zlotu – wspólny rejs statkiem po jeziorach: Sztynort, Dargin i Kisajno. W trakcie powrotu do domu odwiedziliśmy jeszcze malowniczy kościółek w Okartowie nad jeziorem Śniardwy.

Do domu wróciłem około 22.00 robiąc w ten weekend ponad 1500km moim klasycznym Boxsterem 🙂

PS. Widok zorzy polarnej na Mazurach – lepiej tego nie można sobie było wyobrazić.

Cedynia. Jesienny zlot Porsche Club Poland

Ostatni weekend września to już tradycyjnie spotkanie klasyków zrzeszonych w jedynym oficjalnym Porsche Club Poland.

Na zlot oficjalnie rozpoczynający się w sobotę rano wyruszyliśmy w kilka samochód już w piątek po południu. Naszym celem było spędzenie wspólnego miłego wieczoru w Winnicy Mozów nieopodal Sulechowa. Przygotowana specjalnie dla nas degustacja win rozpoczęła się punktualnie o godzinie 19.00, a przedłużyliśmy ją znacznie organizując szybko grilla. Wina były znakomite, ja nawet testowałem te czerwone, które nie dla mnie wskazane (mam na nie alergię).

W sobotę rano, po wczesnym śniadaniu udaliśmy się do Kostrzyna nad Odrą, gdzie na godzinę 12.00 zaplanowano wspólne zwiedzanie twierdzy. Półtorej godziny później, zwartym szykiem przekroczyliśmy granicę z Niemcami i udaliśmy się do jednego z najpilniej strzeżonego bunkra atomowego Hernekop. Ten znajdujący się na terenie byłej NRD skrywał m.in. cud ówczesnej techniki – komputer wyposażony w potężny procesor taktowany zegarem 12 Mhz, 4 MB pamięci ram, dyski magnetyczny i modem 2.400 Bit/s. Sprzęt ten rzekomo miał być wykorzystywany do obliczeń wynagrodzeń, ale w rzeczywistości raczej służył wojsku i służbie wywiadowczej. Zwiedzanie w towarzystwie niemieckich przewodników zajęło nam prawie trzy godziny! Następnie lokalnymi drogami udaliśmy się do Cedyni – jednej z najdalej na zachód położonych miejscowości w Polsce – to była nasza baza noclegowa. Z racji bardzo dużej liczby uczestników rajdu zostaliśmy zakwaterowani w kilku lokalizacjach – my w klimatycznym Klasztorze Cedynia. Wieczorna wspólna wieczerza trwała do późnych godzin nocnych – każdy chciał porozmawiać, przecież z wieloma osobami nie widzieliśmy się od dłuższego czasu. W nocy – tradycyjnie już po północy – było wspólne „kopanie w oponki” i rozkoszowanie się dźwiękiem odpalanych najstarszych bokserów zlotu.

Niedziela rano wczesne śniadanie i przed 10.00 byliśmy z powrotem w Niemczech. Przejechaliśmy malowniczymi lokalnymi drogami przez Crussow, Angermunde, Oderberg by w końcu dotrzeć do celu naszej podróży – podnośni statków Niederfinow – będącej elementem liczącej 135km wodnej trasy Berlin-Szczecin (Elba-Odra) otwartej przez Cesarza Wilhelma II w 1914r. To dzieło inżynierskiego geniuszu zrobiło na nas ogromne wrażenie. Niesamowite z jaką gracją statki wycieczkowe pokonują różnicę 36 metrów wysokości korzystając z „windy”. Obserwowanie tego procesu było bardzo interesujące.

Następnie wróciliśmy do Polski robiąc trasę turystyczną m.in. przez Chojnę, Witnicę i przejazd leśnymi duktami w okolicy Morynia. Kierując się przez las wzdłuż rzeki Słubia udało nam się w końcu dostać do cywilizacji w Starych Łysogórkach. Po krótkim postoju na Cmentarzu Wojennym 1 Armii Wojska Polskiego udaliśmy się już całą grupą w okolice Europabrücke Neurüdnitz-Siekierki otwartego zaledwie trzy miesiące wcześniej. Most ma 860 metrów długości. 330 metrów każdy prowadzi po stronie niemieckiej i polskiej nad Odrą i 200 metrów nad wyspą w granicznej rzece. Po relaksującym spacerze skoczyliśmy jeszcze zrobić pamiątkowe zdjęcia w najdalej na zachód położonym punkcie w Polsce. Stamtąd udaliśmy się w podróż powrotną i już o 23.20 byliśmy w domu 🙂

Kolejny udany zlot za nami. 869 mil przybyło na liczniu 993. Miało przybyć na liczniku 944, ale z powodu awarii w układzie chłodzenia (wskaźnik temperatury) wiatrak godnie zastąpił „kanalizę”.

I czwartek nowego roku szkolnego z Pasja Porsche

Tradycyjnie, w pierwszy czwartek miesiąca w Krakowie odbyło się spotkanie sympatyków stowarzyszenia Pasja Porsche.

Tym razem spotkaliśmy się w sympatycznej restauracji Tesone. Po wspólnym posiłku i tradycyjnych rozmowach o naszych samochodach udaliśmy się wspólnie na przejazd przez świeżo oddane tunele Trasy Łagiewnickiej. Przejazd Boxsterem z otwartym dachem dał dużo frajdy, zwłaszcza gdy było słychać pięknie „strzały” wydechów 911 Turbo, czy dźwięk silnika V8 w Porsche 928. Myślę, że licznie zebrani w tym dniu najmłodsi fani marki Porsche miele wiele radochy.

X zlot Porsche Classic Forum

Ostatni weekend sierpnia to tradycyjne spotkanie forumowiczów zrzeszonych wokół PCF.

Podobnie jak w latach ubiegłych imprezę zorganizowali Ela i Berni w Szczyrku. Jako „biforek” zaprosiłem kilka załóg do Tychów na zwiedzanie Muzeum Tyskich Browarów Książęcych. Pani przewodnik przybliżyła nam nie tylko historię tyskiego piwowarstwa, ale również mieliśmy okazję zwiedzić część zakładu produkcyjnego, a na końcu spróbować świeżych wyrobów.

Zlot tradycyjnie rozpoczął się od piątkowej wspólnej kolacji i nocnych rozmów. W sobotę rano ruszyliśmy na trasę po Beskidach. Na początek udaliśmy się krętymi dróżkami do „Złotego Gronia” gdzie czekała na nas kawa i ciasto. Z restauracyjnego tarasu położonego na wysokości 710 m.n.p.m. rozpościera się wspaniały widok na Koniaków, Istebnę i południowe pasmo Beskidów. Po tak mile rozpoczętym poranku udaliśmy się kolumną liczącą kilkadziesiąt samochodów przez Milówkę, Żywiec do Tresnej nad Jeziorem Żywieckim gdzie zostaliśmy zaokrętowani i kolejną godzinę spędziliśmy na wodzie. Po powrocie do hotelu mieliśmy czas wolny, który każdy wykorzystał wedle uznania. Jedni korzystali z atrakcji hotelowego SPA, inny nabierali sił przed wieczornym bankietem, a jeszcze inni przygotowywali się do niego w hotelowej restauracji 🙂 Sobotni wieczór to tradycyjna impreza z DJ-em 🙂 trwająca do białego rana. Dobrze, że w niedzielę można było liczyć na późne wymeldowanie z hotelu.

W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze zabytkowy Pałacyk w Promnicach – niestety jest on ciągle w remoncie i ze zwiedzania lub wspólnego lunchu nic nie wyszło.

O ile dobrze policzyłem, to w tegorocznym zlocie, liczba „wiatraków” i „kanaliz” (bez wliczania w to transaxli) była identyczna.

Ciekawe gdzie za rok się spotkamy?

Rumunia 2022r. – przygoda życia z Pasja Porsche

Co robi pasjonat Porsche w piątek po zakończeniu roku szkolnego? Pakuje swoje auto 🙂

1836 mil to jest daje blisko 3000 km – tyle mniej więcej liczyła nasza tygodniowa wycieczka do Rumunii zorganizowana przez Marcina wraz ze stowarzyszeniem Pasja Porsche.

Ale zacznijmy od początku.

Mniej więcej na jesieni 2021r. Marcin, będący ogromnym entuzjastą Rumunii (prowadzi tam wraz z żoną rozliczne biznesy) zamarzył by odwiedzić firmę EVRomania specjalizującą się w przerabianiu samochodów z napędu konwencjonalnego na napęd elektryczny. Kluczowe w tej opowieści jest tutaj ich auto demo – to „elektryczne” Porsche 944. Ten pomysł zelektryzował i napędził do działania Zarząd stowarzyszenia Pasja Porsche i wspólnie opracowali cały tygodniowy plan tripu z centralnym wydarzeniem – przejazdem przez jedną z najbardziej widowiskowych górskich tras świata – Drogę Transfogarską. Pomysł był o tyle szalony, że zakładał (jako druga ekipa w historii – po Top Gear) zamknięcie drogi na kilka godzin tylko dla nas!

25 załóg od grudnia do czerwca przygotowywało swoje Porsche do tej wyprawy.

W sobotę rano, w pierwszy dzień wakacji, punktualnie o 8:30 zjawiliśmy się na starcie naszej wyprawy – w Honorowym Konsulacie Rumunii – skąd po krótkiej odprawie udaliśmy się w podróż.

Pierwszy dzień to trasa dojazdowa. Szybkie tankowanie w Polsce, przejazd przez Słowację, wspólny obiad na Węgrzech (plus pierwszy serwis jednego z biorących udział w imprezie Transaxli). Punkt zborny mieliśmy przed granicą Węgiersko-Rumuńską (znana jest szorstka przyjaźń tych dwóch narodów) – by w kolumnie Porsche przekroczyć specjalnie dla nas przygotowane przejście graniczne w okolicy miejscowości Oradea. Następnie udaliśmy się na nasz pierwszy nocleg w Rumunii w miejscowości Cluj-Napoca. Po drodze było jeszcze tankowanie i przejazd przez wioskę zamieszkałą przez „króla i jego dwór” Romów. Cześć z nas wieczorem zdążyła odwiedzić miejscowy stadion, gdzie była możliwość prezentacji naszych samochodów – my nie daliśmy już rady. W hotelu byliśmy około 22.00, a przejechane blisko 750km dało się odczuć.

Niedziela, będąca naszym pierwszym pełnym dniem w Rumunii obfitowała w sporo atrakcji i zmiany aury (która skutecznie wyeliminowała z dalszej jazdy jedną załogę). W pierwszej kolejności zwiedziliśmy urokliwe miasto Sighișoara – wpisane na listę Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO – z jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej. Po lunchu udaliśmy się w kierunku malowniczej wioski Viscri słynącej z jednego z wielu w Siedmiogrodzie kościołów warownych. Niestety podróż nasza została przerwana przez ogromne opady deszczu i musieliśmy się schronić w przydrożnej restauracji na jednym ze wzgórz. Po ulewie udało nam się dotrzeć co wioski i zwiedzić unikalny obiekt. Musieliśmy się jednak trochę spieszyć, gdyż na wieczór przewidziana była prezentacji naszych pojazdów na zabytkowym rynku w Braszowie. I pyk – prawie 300 km zrobione 🙂

W poniedziałek planowana była kolejna unikalna na skalę światową atrakcja – Pałac Peleș wzniesiony na polecenie króla Rumunii Karola I w miejscowości Sinaia. Po zwiedzaniu pałacowych ogrodów czekała na nas niespodzianka – wizyta w pobliskiej winnicy Rhein & Cie Azuga 1892. Podczas której nie tylko mogliśmy degustować wspaniałe wina musujące produkowane metodą tradycyjną, czy lokalne wyroby, ale także naocznie poznaliśmy cały proces wytwarzania. Warto zaznaczyć, że Rumunia jest „historycznie czwartym krajem na świecie produkującym wina musujące, po Francji (1544), Ukrainie (1799) i Niemczech (1826).” Więcej o tej wizycie na stronie enotrip.pl Tak posileni udaliśmy się w dalszą podróż. Naszym celem była miejscowość Bran słynąca z „zamku Drakuli„. Sama budowla ma długą historię sięgającą roku 1212 i stanowiła bardzo ważny punkt Siedmiogrodu na granicy z Wołoszczyzną. Dzięki temu, że zwiedzaliśmy go popołudniu – tłum był już mniejszy – mogliśmy całkiem fajnie „poczuć” jego klimat. Na nocleg udaliśmy się do Pitești, gdzie następnego dnia rano mieliśmy odwiedzić wspomnianą na wstępie firmę EVRomania. – Kolejne 220km za nami 🙂

Wtorek rano – szybkie śniadanie – bo właściciel EVRomania już czekał na nas. Zwiedzanie zakładu, prezentacji najnowszych projektów (m.in. klasyczna 911, czy Land Rover) i w drogę! Dzisiaj miał spełnić się wymarzony cel naszej podróży: przejazd zamkniętym specjalnie dla nas blisko 14km odcinkiem Trasy Transfogarskiej. Najpierw dojazd. Zapora Vidraru, która to w momencie ukończenia jej budowy w 1965r. była 5. w Europie i 9. na świecie w kategorii najwyższych zapór wodnych. Krótki postój, wspólne zdjęcia i dalej w drogę. Tunel Capra-Bâlea wybudowany na wysokości 2.025−2.042 m.n.p.m. i liczący 887 metry długości – będący najwyżej położonym i najdłuższym w całej Rumunii. Po drodze oczywiści rodziny niedźwiedzi – jakże licznych w tych okolicach. Lunch nad górskim jeziorem Bâlea i punktualnie o 13.00 rozpoczęła się nasza trzy godzinna zabawa na najbardziej widokowym – północnym odcinku Trasy Transfogarskiej. Czego tam nie było?! Piękne serpenty, zapierające dech w piersiach widoki, rozgrzane do fioletu hamulce, przegrzewające się silniki i … rumuński szampan 🙂 Ale, ale dzień się jeszcze nie skończył! Wieczorem mieliśmy zaproszenie od Włodarzy miasta Sibiu, więc musieliśmy skończyć nasze górskie harce. Samo miasto zrobiło na mnie wspaniałe wrażenie, nie tylko dlatego, że jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i w 2007r. było Europejską Stolicą Kultury, ale że odbywał się w czasie naszego pobytu Międzynarodowy Festiwal Teatrów (tegoroczne hasło to „Frumusețe / Piękno”. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że ponad 250km zrobione (byli i tacy, którzy zrobili prawie 400km :).

Środa rano – jeszcze ładowanie 944 z hotelowej szybkiej ładowarki Porsche – i w drogę 🙂 Początkowo nasza trasa wiodła wzdłuż rzeki Aluta przez Park Narodowy Cozia, następnie skręciliśmy i kontynuowaliśmy naszą drogę wzdłuż rzeki Lotru by dotrzeć do urokliwego Monastyru Malaia. Po krótkim zwiedzaniu kontynuowaliśmy naszą podróż na zachód. Najpierw malowniczy zbiornik retencyjny Lacul Vidra, by urokliwą i krętą drogą dostać się do Petroșani, a następnie do naszej bazy noclegowej w Târgu Jiu. Nasz hotel Ramada by Wyndham był mega zaskoczeniem dla nas, gdyż posiadał wspaniały odkryty basen ze zjeżdżalniami! Cóż to była za atrakcja i relaks dla uczestników wyprawy! Dodam, że w tym dniu kolejne 240 km przybyło na liczniku 944.

Czwartek to dzień przejazdu przez najwyżej położoną w Rumunii trasę – Transaplinę, która na przełęczy Urdele osiąga wysokości 2145m.n.p.m. – to wyżej niż najwyższe szczyty Czerwonych Wierchów w polskich Tatrach. Naszą podróż rozpoczęliśmy w okolicach wsi Ciocadia i już po chwil na jednej z pierwszych „agrafek” spotkaliśmy polskich motocyklistów. Widoki na całej trasie są nie do opisania. Śmiem zwiedzić, że jest to najpiękniejsza drogą jaką jechałem w życiu. Udało nam się przejechać całą trasę aż do miejscowości Sebeș i dalej do Alba Julia, której historia sięga czasów starożytnych. ” Zamek górnego miasta – imponujące założenie w stylu vaubanowskim – został zbudowany w latach 1716–1735, w obrębie twierdzy znajdują się m.in. dwie katedry (średniowieczna katolicka i XX-wieczna prawosławna) i Batthyaneum – biblioteka, w której znajdują się rzadkie manuskrypty, zbudowana w 1794.”. Po krótkim zwiedzaniu udaliśmy się do ostatniej atrakcji na naszej liście – niesamowitej kopalni soli w Turdzie, uważanej za największą atrakcję turystyczną Siedmiogrodu. Miejsce to zrobiło na nas piorunujące wrażenie. Początkowo spodziewałem się „Wieliczki”, ale to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Czułem się tam jak w innym świecie. Trochę jak w stacji kosmicznej, a trochę jak lunaparku. Po tak wyczerpującym dniu pojechaliśmy do Cluj-Napoca by spędzić ostatnią noc w Rumunii. Ponad 320km dopisaliśmy do naszego dziennika.

Piątek – 1 lipca – to czas wyjazdu z Rumunii i kierowanie się w kierunku węgierskiego Tokaju, gdzie mieliśmy zaplanowaną pożegnalną kolację. Ale zanim tam dotarliśmy musieliśmy przekroczyć granicę z Węgrami. Wybraliśmy małe przejście w pobliżu miejscowości Petea. Związana jest z tym anegdota. Przed nami jechały trzy Boxstery 986. Celnik poprosił o otwarcie bagażnika: pierwszy otwarł przedni, drugi tylny, a treści obydwa 🙂 Mina węgierskiego celnika – bezcenna :). Licząca ponad 330km trasa zajęła nam sporo czasu, bo dopiero około 16.30 dotarliśmy do naszego hotelu. Hotelowy basen był zbawienny. Wieczorem odbyła się miła uroczystość: prezes Stowarzyszenia Pasja Porsche wręczył okolicznościowy puchar Marcinowi za zorganizowanie wspaniałego wyjazdu.

2 lipca – po śniadaniu wybraliśmy się jeszcze na spacer po urokliwych uliczkach miasta odwiedzając liczne winnice i robiąc małe zakupy. Podróż powrotna wiodła przez Słowację, Bukowinę Tatrzańską i dalej „Zakopianką” do Krakowa i do domu. O 21.00 nasz samochodzik zaliczył myjnię – kończąc naszą rumuńską przygodę ze stanem licznika 51392 mile.

Ostatnie przed wakacjami industrialne śniadanie

11 czerwca, w sobotni poranek pod hotel Modus w Łaziskach Górnych zajechała gromadka Prosiaków by ich właściciele wspólnie zjedli śniadanie i porozmawiali nie tylko o Porsche. Posileni, wybrali się w krótką podróż przez łąki i pola do Muzeum Energetyki w Łaziskach Górnych gdzie czekał na nich przewodnik. Po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa i założeniu odblaskowych kamizelek udaliśmy się na zwiedzanie. A było co oglądać: elementy wyposażenia elektrowni, makiety, przedmioty domowego użytku, stare komputery. Zjawisko łuku elektrycznego demonstrowane na manekinie wzbudziło duże ożywienie.

Po obejrzeniu pasjonującej wystawy, specjalnie dla nas (a raczej najmłodszych) przygotowana była lekcja fizyki objaśniającą różne zjawiska związane z elektrycznością. Wizyta trwała blisko trzy godziny, a mieliśmy wrażenie, że nie zwiedziliśmy nawet połowy zbiorów.

Na zaproszenie Porsche Centrum Lellek Katowice udaliśmy się jeszcze na specjalną imprezę zorganizowaną w tym dniu u tego dilera. Serwowane były wspaniałe dania i orzeźwiające drinki. Można było sprawdzić swoich sił na symulatorze jazdy Porsche 911 RS, pościgać się na makiecie toru, a także skorzystać z promocyjnych cen w sklepiku z gadżetami.

Kolejne wspólne spotkanie uważam za bardzo udane.

PS. Specjalnie podziękowanie dla Haliny i Darka za kosz przepysznych nalewek ich produkcji.

Optimized by Optimole